Kiedy zabraknie miejsca w piekle...

 

Lostbone nie poddaje się łatwym klasyfikacjom, ale gra bardzo ciężko i bardzo szybko. Zwykle krótko i konkretnie. I dość pomysłowo, co w metalu szczególnie ważne.

Wszyscy muzycy Lostbone są sprawni, ale na szczególne wyróżnienie zasługuje Janek Englisz, który gra na perkusji. Doświadczenie wyniesione z deathmetalowego Unquadium, w którym Janek również gra, przynosi efekty w postaci zaskakujących wolt, jak blasty pod thrashowym młóceniem gitar, czy nagłe przejścia w miejscach, w których każdy "normalny" perkusista zwyczajnie tłukłby w werbel.

Do tego dochodzą smaczki aranżacyjne i zabiegi studyjne, które nie pozwalają o "Severance" powiedzieć "kolejna metalowa płyta". W istocie jest to kolejna metalowa płyta polskiego zespołu, ale potwierdzająca śmiałą tezę, że na takie albumy o wiele bardziej warto czekać, niż na masówkę z niektórych potężnych wytwórni z Niemiec i Stanów. Druga płyta Lostbone jest inna. Do tego stopnia, że efekt wybuchu na początku "Vultures", który zatyka głośniki, a przy odpowiedniej mocy wzmacniacza może je zniszczyć, zmusza do posłuchania tych kilkunastu sekund wstępu przynajmniej kilka razy. Tak samo jest z upewnianiem się, czy w "Bullet You Deserve" metaliczny dźwięk to wynik "przelatywania" kostką po strunach tuż przy główce gitary, czy jakiś czynel, czy może dźwięk z komputera. Po trzydziestym odsłuchaniu dochodzą jeszcze takie ewentualności, jak puknięcie pałeczką od perkusji w butelkę, puszkę i inne, do których z pewnością dojdziecie sami.

Na początku płyty, na sielankowym podkładzie męski głos przewiduje, co się stanie z umarłymi, gdy zabraknie już miejsca w piekle. Utwory zawarte na "Severance" z powodzeniem mogłyby im towarzyszyć, choć i żywym z pewnością przypadną do gustu. Szczególnie tym, którzy lubią wczesną Sepulturę, Heaven Shall Burn, czy Cephalic Carnage.

Zbigniew Zegler