Teoria doskonałości polskiego metalu - Frontside w Warszawie

Parkfest - 18.12.2008 Warszawa klub Park

Bez wdawania się w zawiłości gatunkowe, należy sobie powiedzieć głośno (oczywiście:) i wyraźnie - polskie mocne granie przeżywa okres świetności i jest na najwyższym światowym poziomie.

Do takiej konstatacji musi doprowadzić obecność na koncercie, który w Parku zgromadził młodzież hardcore'ową i metalcore'ową, złaknioną jeszcze więcej łomotu, niż można było przyjąć w ostatnich tygodniach na koncertach innych zespołów, występujących w innych klubach.

Jeśli ktoś odpuścił sobie Lostbone, "bo to tylko rozgrzewacz", może sobie pluć w brodę. Zawodowo i z pasją grany hard core mógłby porywać tłumy. Niestety te zjawiły się dopiero na występ Frontside (fot. Kinga Baran). Tym bardziej muzykom z Warszawy należą się brawa, bo dali z siebie maksimum zaangażowania, mimo niewdzięcznej roli suportu, grającego bez kompletu publiczności.

W pewnym momencie do Lostbone dołączył Bayer, poniekąd żeby zasygnalizować gotowość do spotkania z publicznością swojej The Supergroup, ale bardziej na zaproszenie Bartona, gardlarza Lostbone. Zaproszenie szczególne, bo wokalista The Supergroup tego wieczora obchodził 29 urodziny. Nieliczni jeszcze fani odśpiewali mu "Sto lat" z takim powerem, jakby ich był cały stadion, a nie garstka.

Sytuacja powtórzyła się też podczas gigu pełnego składu The Supergroup. Inną analogię mogli wychwycić ci, którzy załapali się na końcówkę setu Lostbone i bawili do końca występu Supergroup. Obie kapele kończyły granie numerem dedykowanym Olassowi..

Z różnic należy odnotować zdecydowanie więcej elementów stricte metalowych w muzyce The Supergroup, oraz obecność rodziców Bayera w roli gości honorowych podczas jego występu:) Muzycy grający równocześnie lub niegdyś w takich formacjach, jak Hedfirst, Carnal, Insane, czy Orbita Wiru z pewnością świetnie wiedzą do czego służą ich instrumenty i wykonawczo nie schodzą poniżej pewnego poziomu. Nawet jeśli lider kapeli ma urodziny i gardło zwilża nie tylko wodą.

Zapełniający się publicznością Park, po ostatnim toaście The Supergroup był gotowy na spotkanie z Frontside. Po krótkiej przerwie technicznej w naturalnie zadymionym klubie rozbrzmiało charakterystyczne intro zwiastujące wojnę. Dźwiękową batalię na niskie częstotliwości i szaleńcze tempa, z której wszyscy, którzy lubią konkretny łomot, musieli wyjść zwycięsko.

Auman do dwóch znaków firmowych Frontside, ciężaru brzmienia i szybkości kompozycji, co raz częściej dodaje jeszcze melodyjność wokali. Materiał z ostatnich płyt wymaga od niego dużej elastyczności w posługiwaniu się gardłem, jakkolwiek dziwnie i wieloznacznie to zabrzmi. Wszyscy, którzy na przełomie jesieni i zimy spotkali się z Frontside na koncertach, wiedzą, że znakomicie sobie z tym radzi. Faktem jest, że ma też duże wsparcie w postaci Demona i Darona, którzy często korzystają z mikrofonów i to wcale nie tylko po to, żeby to fajnie wyglądało.

Zresztą gitarzyści Frontside bezbłędnie wypełniają każdy stały fragment koncertu, z radością i sporym poświęceniem. Jak już się podrą do mikrofonów, to robią opętańcze show sytuując się nieopodal Aumana i naparzając krótkowłosymi dyńkami idealnie w rytm wygrywanych przez siebie riffów. Bardzo szybkich i ciężkich.

Podobnie bezkompromisowo do swoich obowiązków podchodzi Toma, który na bębnach gra całym sobą. I jeszcze radośnie uprawia headbanging lutując konkretne galopady na dwa taktowniki, czy prezentując wzorowe blasty.

Drugi długowłosy członek Frontside, Nowak, też robi co do niego należy. Jego gra na basie idealnie komponuje się z pozostałymi instrumentami. Czyli dokładnie tak, jak powinno być.

 

Chociaż Demon przekonuje, że Frontside to ich działalność hobbystyczna, to warto sobie uświadomić, na czym tak naprawdę polega hobby. Uprawiania jakiegoś pozazawodowego zajęcia to działanie z potrzeby serca, bez przymusu i z wielką satysfakcją z efektów. I w ich przypadku wszystko to występuje w ogromnych ilościach.

Warszawska publiczność doceniła starania hobbystów z Sosnowca, głównie skandując ich nazwę i śpiewając z Aumanem prawie wszystkie refreny.

Największy amok na sali wywołały "Apokalipsa trwa", "Ja jestem drogą", znany z najnowszego videoklipu "Zapalnik", "Nie ma chwały bez cierpienia", czy - również z najnowszego krążka, "Teoria konspiracji" - "Moja deklaracja płonie".

Wokalista Frontside niejednokrotnie popisywał się rozbrajającymi tekstami, z których najbardziej utkwiła mi w pamięci dowcipna zapowiedź "Wspomnień jak relikwie" - "(.) teraz, z płyty "Absolutus", piosenka z refrenem o kwiatkach." Zainteresowanych niezorientowanych odsyłam do tekstu.

Po wieczorze w Parku nie mogę tylko swoim małym rozumkiem objąć kwestii tzw. istnienia w show biznesie.

Trzy kapele, które w niczym nie ustępują tuzom z lepszego świata, grają rewelacyjny koncert w niewielkim klubie z wielkimi tradycjami. Na parkiecie niemal komplet fanów. Profesjonalne show na 101% nie pozostawia nikogo obojętnym, a bar jest oblegany, jakby pół godziny wcześniej skończyła się trzyletnia prohibicja.

I tylko oficjalne media zdają się nie zauważać faktu, że to gałąź rozrywki, może nie zawsze najsympatyczniejszej w wyrazie, ale na najwyższym światowym poziomie! Tymczasem polski szeroko rozumiany metal najczęściej znajduje uznanie na obczyźnie. U nas, wszyscy poza nielicznymi, niezależnymi wyjątkami, wolą się przeprosić z disco polo, niż zaryzykować i zainwestować w sztukę.

Frontside szczęśliwie ma kontrakt płytowy, dzięki któremu możemy słuchać "Teorii Konspiracji" także z płyt w domowym zaciszu. Na The Supergroup i Lostbone polujcie na następnych koncertach, z nadzieją, że kiedyś jeszcze będzie normalnie.

ZZegler