LOSTBONE / TERRORDOME - "Split It Out"
(Split-CDR 2008 / własna produkcja)
To bardzo dobrze, że mało znane zespoły biorą sprawy w swoje ręce i jeśli tylko stwierdzą coś w stylu "dość już wydawania kolejnych demówek! Wypuszczamy to jako normalne wydawnictwo!", robią to. Tak właśnie zachowały się dwie ekipy: warszawska LOSTBONE oraz krakowska TERRORDOME i wspólnymi siłami zmajstrowały split o tytule "Split It Out", na który wrzuciły po trzy numery. Kapele obracają się w podobnej stylistyce, choć inaczej brzmią. LOSTBONE stawia na ciężki hard-core z zapędami ku szybkiemu thrash metalowi i bujającemu grind-core'owi w stylu EXTREME NOISE TERROR. Mają ekspresyjnego wokalistę, który brzmieniem głosu przypomina nieco Aumana z FRONTSIDE. Ponadto uważam, że obie kapele (sosnowiecka i warszawska) czerpią z podobnych wzorców, stąd podobieństwa nie ograniczają się tylko do strony wokalnej. Podobna dynamika, rwanie do przodu, konkretne riffy i wbijające się w pamięć fragmenty tekstu (jak na przykład w "Vultures"). Trzeba przyznać, że LOSTBONE postarało się o czytelne brzmienie z wyraźnie słyszalnymi partiami poszczególnych instrumentów. Mi osobiście przypadła do gustu bardzo dobra praca perkusisty, który w tych nielicznych momentach, gdy pozostaje sam lub z basistą na placu boju, nieźle miesza. Przez osiem minut trwania tych trzech utworów dzieje się wiele i oby tak było też przy okazji dłuższego materiału. Pokombinowałbym jednak na miejscu zespołu ze strojeniem gitar: może tak trochę je obniżyć, co pozwoliłoby na większe zaakcentowanie pałera, który muzyka tej kapeli niewątpliwie ma. TERRORDOME z kolei akcentuje większą dzicz i nieco przybrudzone brzmienie, ale to też kawał mięsistego grania utrzymanego w konwencji bardzo szybkiego grind-core'a z oldskulowymi thrash'owymi akcentami. Potrafią też trochę poszarpać rytmikę i przypomina to wściekłe i uniwersalne już brzmienia ekstremalnych hard-core'owców. W swoich krótkich utworach, podobnie jak ich koledzy z LOSTBONE, umieli pomieścić dość sporo, jest więc miejsce i na gwałtowne zmiany tempa, krótkie gitarowe solówki i chóralne wrzaski w czymś na podobę refrenów. Przez niecałe 6,5 minuty młócą okrutnie i jest to ciekawe rozwinięcie gwałtownego ataku z debiutanckiego demo "Shit Fuck Kill", a jednocześnie obiecująca zapowiedź tego, co może powstać w przyszłości. A w składzie muzycy, którzy przy swoim niedługim stażu z niejednego pieca chleb jedli, bo mamy tu muzyków między innymi z INSEMINATOR, FORTRESS i SOLNORTH. To znak, że Kraków ponownie chce coś znaczyć w undergroundowym światku muzycznej ekstremy. Bez cienia skruchy polecam to krótkie, acz konkretne wydawnictwo z łypiącą dziko czachą na okładce. DIY rules!
ocena: 7,5/10 (Lostbone), 7/10 (Terrordome)

autor: Diovis