Lostbone/Terrordome "Split It Out"

W kwadrans można wiele. Można odbyć stosunek, przeczytać gazetę, zrobić sobie kawę, zjeść szybki obiad, wymienić koło, narysować słonia czy nadmuchać materac. Można też dostać, lub spuścić, soniczny wpierdol.

Na dowód tego ostatniego przykładu, mam ja epkę, dzieloną przez Lostbone i Terrordome. Trwa ona kwadrans. Bez kilku sekund. I jest to bardzo intensywne piętnaście minut. Najpierw Lostbone. W gruncie rzeczy hard core to nie jest gatunek, którego słucham codziennie. No ale raz na jakiś czas mogę. Zwłaszcza jeśli kapela jest dobra. A Lostbone jest dobry. Nie mam zbyt szerokiego spektrum porównawczego odnośnie muzyki kapeli, no ale orientacyjnie powiem Wam, iż więcej tu core'a niż metalu. Ale jest to mocne, brutalne granie, żadne tam emo bojące się świata. Druga kapela to już lepiej mi znane Terrordome. Bardzo lubię tę kapelę, a tym którzy nie czytali recenzji ich wcześniejszej epki "Shit Fuck Kill" spieszę z objaśnieniem, iż grają oni kurewsko intensywny, agresywny i szaleńczy thrash core/crossover z klimatem, jakby wyjęli ich żywcem z lat osiemdziesiątych i początku dziewięćdziesiątych. Czyli w pas kłaniają się nam szyldy Stormtroopers Of Death, Suicidal Tendencies czy D.R.I.. Surowa produkcja i czysta energia walą prosto w ryj, aż człowiek żałuje, że to taki krótki materiał. A jako, że krótki materiał, to i recenzja nie będzie długa, zwłaszcza, że oba materiały są proste i nie ma się nad nimi co rozwodzić, tylko przyjąć ten cios bejsbolem w potylicę.

Kurwa, gdyby płyta zawarta na tym Splicie przyjęła nagle ludzką postać, to po spotkaniu z nią wylądowałbym niechybnie na najbliższym oddziale intensywnej opieki. Epka jak najbardziej godna polecenia. Auć.

Ocena: 4,5 (Lostbone) i 5 (Terrordome) / 6