Lostbone to stosunkowo młoda kapela (powstali w 2005 roku) a "Severance" to ich drugi album. Dostajemy tu mocno energetyczną mieszankę hardcore, death metalu, trashu i kilku innych składników, których wymieszanie i poskładanie w mocne zwarte kawałki nie sprawia, jak się wydaje, zespołowi wielkiego kłopotu. Przy całej intesywności materiału dużym plusem jest to, że kawałki po paru przesłuchaniach, dają się zwyczajnie zapamiętać. Panowie też doskonale wiedzą gdzie tkwi siła ale i bolączka takiej muzyki, więc nie silą się na żadne innowacyjności, tylko zwyczajnie grają swoje. Także czas trwania płyty (ok. 30 minut) jak i kawałków (tylko jeden trwa niewiele ponad trzy minuty), pokazują dobitnie, że warszawiacy mają pomysł na muzykę i konsekwentnie chcą go realizować. Sam miałem lekkie obawy jak przede wszystkim wypadnie połączenie ww. gatunków, czy przypadkiem nie dostaniemy tu ciężkostrawnego stolca, muszę jednak przyznać, że Lostbone gra na tyle intensywnie, że zarówno fani hardcore ale i metalu (blasty są tu jak najbardziej i pasują idealnie) poczują, że mają w zespole sojusznika. Krótkie petardy, które już w warunkach pokojowych potrafią zabić lub przynajmniej ostro pociąć po mordzie, na żywo na pewno będą kosić z podwójną mocną. Slayer, Pantera, Hatebreed to wszystko a nawet więcej tu jest, z pewnością przyczyni się to do większej zjadliwości płyty dla fanów ciężkiego grania. Tu nie ma miejsca na żadne żarty, bo jak krzyczy w "NFC" Barton, widać że zespołowi przy tworzeniu muzyki przyświeca hasełko- No Compromise. Ja im wierzę. Nie mam też wątpliwości, że nie jeden raz wciśniecie play i dacie się im rozerwać na strzępy. Słowo pochwały należy się też zespołowi za znakomite brzmienie płyty, przez co można się w pełni tą muzyką rozkoszować i poczuć jej moc. Mocy tu zwyczajnie nie brakuje. Dobry, zwarty materiał, który ma szansę przysporzyć zespołowi nowych zwolenników. Brawo panowie!
Ocena
: +8/10
Paweł Denys