Lostbone "Severance"
Wydawca: Altart Music
Tak się złożyło, że recenzuję dziś dwie kapele, które stylistycznie nie leżą w kręgu moich zainteresowań. Pierwszą był grind core'owy Wormrot. Drugą - hard core'owy Lostbone. I co dziwne - obie niespodziewanie wgniotły mnie w obrotowy fotel. I to z jaką siłą!
To jest tak: Lostbone już raz zrecenzowałem. I zrobili na mnie dobre wrażenie. Ale nie wiem czemu, nie aż tak dobre. Może dlatego, że dzielili płytkę z Terrordome, których muzyka bardziej mi podeszła? Teraz jednak dostałem drugi krążek Warszawiaków. I co? I powiem Wam, że jak jebnąłem szczęką z wrażenia, to przebiła się do sąsiada i ten se teraz na niej dzieci huśta. A ja dalej nie mogę wyjść z wrażenia, jakie wywarło na mnie "Severance". To jest właśnie to, co kojarzy mi się z hard corem - maksymalne wkurwienie! Przez duże Wku! Masywne riffy, które wgniatają mnie w ziemie, zdarty, ale czytelny i brutalny wokal oraz chwytliwość utworów zawartych na "Severance" sprawiły, że słucham tego krążka z zajebistą przyjemnością pewnie z dziesiąty raz dzisiejszego dnia. I to nie z musu, poczucia obowiązku, że niby zespół się napracował, płytkę podesłał, to weź to odsłuchaj kilka razy i wtedy oceń. Nie - słucham Lostbone, bo szczerze mi się "Severance" podoba. I przyznam się - nie spodziewałem się, że będzie aż tak dobrze. Pomyślałem - będzie okej i tyle. A tu taki saprajs, zwłaszcza, że pośród dwunastu utworów, trzy pochodzą ze wspomnianego splitu. Widocznie prawdziwym stwierdzeniem jest, iż w kupie siła. Nie usłyszycie tu rapowanych wokali bądź jęczenia w refrenach. To jest 100% hard core'a - Lostbone kipi energią i agresją, której pozazdrościć może im wiele "ekstremalnych" kapel. Niektórzy nazywają ich muzykę thrashcorem czy metalcorem. Szczerze, nie słyszę tu wiele nawiązań do thrash metalu, może czasem szczypta Slayera. Do metalcore'a to już w ogóle. Z prostej przyczyny - Lostbone ma jaja! I nie waha się ich użyć.
Chylę czoła przed kapelą za "Severance". Płyta zmiotła mnie w mgnieniu oka, wdeptała w ziemię, brutalnie skopała. A ja, z krwawiącym łukiem brwiowym, przetrąconą szczęką, pękniętymi żebrami i nosem wciśniętym w twarzoczaszkę wciskam "repeat". I zaczynamy od nowa.
Ocena: 9/10
autor: Oracle