Recenzując materiał kapel, które się już widziało na żywo, pisze się znacznie łatwiej. Lostbone miałem przyjemność zobaczyć w kwietniu bieżącego roku, o czym zresztą można przeczytać w relacji z tego koncertu. Bardzo mi się ten występ spodobał, niemałe znaczenie w tym miało brzmienie gitary Przemasa. Mając przed sobą perspektywę zrecenzowania Ominous, interesował mnie przede wszystkim ten aspekt. Kiedy przeglądałem materiały promocyjne, zauważyłem, że „Sound engeneered by Arkadiusz „Malta” Malczewski & Filip „Heinrich” Hałucha”, byłem już spokojny.
Swoje dywagacje na temat tej płyty zacznę od brzmienia właśnie. Jasne jest, że jak na płycie stoi napisane „Malta”, to mamy do czynienia z wysoką jakością. Odpalając pierwszy kawałek mamy tego dowód. Wygar jest potężny. Perkusja brzmi świetnie. Te gradobicia blastów to miód na moje uszy. Sound garów bardzo fajnie współgra z gitarą, dając indywidualny charakter całej płycie. Choć momentami, kiedy posypią się blasty, a Barton drze japę, wygibasy Przemka są trochę jakby ukryte. Mając w pamięci brzmienie z koncertu, stwierdzam, ze jest bardzo podobnie, co mnie cieszy niezmiernie. Jest nisko, brudno, z mocą.
No to skoro już wiemy, ze płyta brzmi dobrze, to co na niej jest? Ano 12 kompozycji, o łącznym czasie 36 minut, utrzymanych w konwencji hardcore’owej, objawiającej się przede wszystkim w wokalach Bartka i stosowanych breakdownach. Oczywiście nie można powiedzieć, że to w 100% hardcore, bo np. wspomniane wcześniej blasty i popierdalająca w wielu momentach szesnastkami gitarka dają nam fragmenty death metalowe, a niektóre zagrywki przywołują skojarzenia z deathcore/metalcore.
Ominous obfituje w wiele zajebistych riffów, jestem w pełen podziwu dla każdej pojedynczej struktury, a w szczególności wszelkich wolnych i rytmicznie zróżnicowanych patentów. Nigdy nie byłem fanem breakdownów, zawsze myślałem „na chuj to w muzyce”, ale dzięki takim materiałom jak Ominous, zaczynam dostrzegać jak wiele energii one niosą.
Co się tyczy samych kompozycji, to nie mogę wskazać jakiegoś faworyta, numeru jeden tej płyty (minimalnie skłaniałbym się ku temu, ze jest nim ostatni numer na płycie Under One Hate). Wszystkie kompozycje prezentują równy poziom, od początku do końca. Lostbone może ją grać w całości na koncertach i będzie to genialna setlista. Ominous, to bezsprzecznie koncertowy materiał, nie ma żadnych ballad, a wszelkie zwolnienia nie mają znamion ckliwych momentów, daleko im od tego.
No, nachwaliłem się tutaj nad tą płytą, ale 10/10 nie ma. Z racji tego, ze mój wewnętrzny kodeks moralny zabrania mi wystawiać dziesiątek, a wyjątkami są płyty, które oceniła już historia, lub sprawiają wrażenie, że na moich oczach rodzi się uznany klasyk, mógłbym maksymalnie wystawić 9/10. Ale daję 8,5, gdyż mam małe obawy, że płyta przesłuchana x razy pod rząd zacznie mnie lekko nużyć.
Niemniej, Ominous to świetna płyta, liczę, że jeszcze nie raz będzie mi dane usłyszeć coś z niej na żywo.
8,5/10
Pirat