Lostbone o swojej nowej płycie oraz... Metallice
17 stycznia 2012, nakładem Metal Mundus, ukazał się trzeci album Lostbone – OMINOUS!. Płyta została nagrana w okresie od lipca do grudnia 2011 w warszawskim studiu SOUND DIVISION pod oczami i uszami dwóch realizatorów: Arka "Malty" Malczewskiego i Filipa "Heinricha" Hałuchy. Za miks i mastering odpowiedzialny jest Filip "Heinrich" Hałucha. Overkill.pl jest jednym z patronów tej płyty – jej recenzję, przygotowaną przez Łukasza Mroza zamieszczaliśmy kilka dni temu tutaj. Pod koniec marca rusza wspólna trasa HEDFIRST – LOSTBONE – MADE OF HATE, której również jesteśmy patronem medialnym. Niebawem do wygrania bilety na tę trasę. Tymczasem prezentujemy wywiad z gitarzystą i założycielem zespołu – Przemkiem Łucyanem, przeprowadzony przez Łukasza Mroza:
Łukasz Mróz: Długo trzeba zapuszczać taką brodę?
Przemek Łucyan: [długi śmiech]
Pytam, bo zastanawiam się, czy to na wzór Jamesa Hetfielda, wokalisty Metalliki. Jeszcze jakiś czas temu był posiadaczem podobnej brody.
Wiesz… Golenie jest nudne, więc któregoś ranka nagle pojawiła się broda. Co do Hetfielda, to choć jestem wielkim fanem Metalliki, to nie miało to wpływu. Chciałem po prostu ukryć drugi podbródek. [śmiech]
O Metallikę zagaiłem oczywiście nie bez przyczyny. Byłeś w końcu założycielem albo jednym z założycieli pierwszego fan klubu Metalliki w Polsce. Nazywał się Beholder. Mógłbyś w kilku słowach o tym powiedzieć?
To było wieki temu. To nie był pierwszy polski fan klub. Był jeszcze jeden wcześniej - Metal Militia From Poland – będący jednocześnie pierwszym polskim chapterem w Met Clubie. Beholder powstał, jeśli dobrze pamiętam, w 1998 roku. W firmie Universal Music Polska był cały dział fan klubów, gdzie pojawiały się różne materiały promocyjne przy okazji wydawania płyt. To były zupełnie inne czasy. Tworzyliśmy kserowany magazyn, który następnie wysyłaliśmy pocztą do kilkudziesięciu osób z całej Polski. Pojawiały się na przykład wywiady promocyjne z Metalliką, które dostawaliśmy od Universalu, a ja dodatkowo robiłem wywiady z polskimi zespołami – m. in. z Acid Drinkers, Katem, czy Lipą z Illusion. Wtedy nie było jeszcze Internetu na taką skalę jak dziś. Złapanie kontaktu z zespołem, przeczytanie wywiadu, czy zdobycie jakichś zdjęć wymagało czasem sporego wysiłku, a my w tym ludziom pomagaliśmy. Pojawiało się też sporo konkursów, bo Universal nie skąpił kaset. Ktoś jeszcze pamięta jak wyglądały kasety? [śmiech]
Ja pamiętam. Sam do teraz przetrzymuję wiele z nich – nawet z muzyką, którą nie koniecznie chciałbym się chwalić przed fanem Metalliki. Wracając jednak do Beholder, połączyliście się później z Overkillem…
Overkill był pierwszą tak prężnie działającą, polską stroną internetową o Metallice. To siłą rzeczy wyparło robienie kserowanego magazynu. Poznaliśmy się chyba przy okazji koncertu w Berlinie w 2003 roku. Ja dołożyłem swoją cegiełkę tylko tym, że lobbowałem w Universalu za zrobieniem z Overkilla oficjalnego fan klubu Metalliki. Fajnie, że tak się to potoczyło, bo kolegom z Overkilla nadal nie brakuje zapału, podczas gdy Beholder - najpierw jako polski fan klub, a później chapter Met Clubu z powodów prozaicznych przeszły do historii. Pozostało za to dużo fajnych wspomnień, związanych z ludźmi, wspólnymi wyjazdami i młodzieńczą „zajawką” tym wszystkim.
Dużo osób traktuje Metallikę jak swoją religię, inni uważają jej muzykę za świetny sposób na odreagowanie stresu, a jeszcze inni uważają, że skończyła sie na „Kill’em All”. Skąd u Ciebie wzięła się miłość do Czterech Jeźdźców?
Z muzyki. Tylko tyle i aż tyle. W 1991 roku zacząłem słuchać QUEEN. To była pierwsza muzyka i pierwszy zespół, jakiego słuchałem "ze zrozumieniem". W 1991 roku zmarł Freddie, a na Wembley zagrała Metallica. Siedziałem wtedy z kaseciakiem i radiem ustawionym na odbieranie kanału pierwszego TVP, żebym mógł ten koncert nagrywać. Z koncertu Metalliki nagrałem tylko ok. półtorej minuty. Stwierdziłem, że to nie Queen więc szkoda kasety. Ciąg dalszy koncertu i większość interpretacji wokalnych też mnie nie przekonało, ale wtedy byłem bardzo zerojedynkowym słuchaczem. Potem jednak odtworzyłem sobie te półtorej minuty koncertu Metalliki i odtwarzałem tak jeszcze kilkadziesiąt razy. Doprowadziło to do kupienia pod koniec 1991 roku kasety "Metallica 1992", która okazała się być Czarnym Albumem. Trafiony i zatopiony. Potem była chwila szoku, bo jako drugą kasetę kupiłem Kill’em All” i pomyślałem, że piraci chyba pomylili zespoły i nagrali na tej kasecie coś innego. Po kilku przesłuchaniach skumałem bazę i okazało się, że im szybsze granie, tym bardziej mi się podoba. Dodam jeszcze, że przez wiele lat miałem tylko tę wersję „Kill’em All” i nie było na niej „Metal Militia”, bo się piratom nie zmieściło na kasecie. Co tu dużo gadać - nikt ich już nie przeskoczy.
To jeszcze kończąc wątek Metalliki - bilet na majowy koncert juz posiadasz?
Udam, że nie słyszałem tego pytania!
Przejdźmy w takim razie do Lostbone. Muzycy piekielnie nie lubią, jak się próbuje ich twórczość zaszufladkować. Ty natomiast poza byciem muzykiem, współpracujesz z różnymi periodykami muzycznymi, a więc jesteś też dziennikarzem muzycznym. Czy pokusisz się o nadanie jakiejś etykietki lub kilku etykietek Waszej muzyce?
Nie. [śmiech] Wiesz… To trochę wymuszone. Musimy nadawać etykietki na tych wszystkich profilach, dodając utwory do playerów, czy wysyłając płyty promocyjne. No i pytają o to w wywiadach. [śmiech] Dla takich potrzeb stosujemy określenie thrash/death/hardcore. Wydaje mi się, że elementów tych trzech stylów jest w naszej muzyce najwięcej, chociaż pojawiają się w różnych proporcjach i wydaniach. To też pokazuje ramy stylistyczne i pozwala jakoś opisać muzykę. Z drugiej jednak strony te ramy są bardzo szerokie.
Pod moją recenzją Waszej ostatniej płyty – „Ominous” - ktoś napisał: "Jest dobrze. Zrozumiałam teksty". No właśnie. Nie sądzisz, ze te bardziej ekstremalne odmiany metalu, to po prostu darcie mordy? Czy słuchasz codziennie takich zespołów jak Behemoth, Vader itp.? Ja, przy całej mojej otwartości, bardziej ekstremalnych gatunków, niż heavy i thrash nie słucham, bo nie rozumiem tekstów. Czy w Waszej muzyce chodzi o coś więcej, niż skopanie tyłków i dobrą zabawę?
[śmiech] Właśnie przed chwilą słuchałem Behemoth, chociaż tego zespołu akurat nie puszczam zbyt często, a jeśli to raczej dwie ostatnie płyty. Wiesz… Darcie mordy i surowe napierdalanie potrafi być zajebiste. Lubię taką muzykę. Kiedyś słuchałem jej dużo częściej, ale nadal zawsze mam w playerze coś death metalowego, czy grindowego. I tak - nie zawsze, ale często potrafię zrozumieć teksty. Peter z Vader przecież śpiewa, że czytelniej się już nie da. [śmiech] Podobnie David Vincent w Morbid Angel. Growl nie musi być niezrozumiały, ale też czytelność każdego słowa nie zawsze jest najważniejsza. Liczą sie emocje, ekspresja i żywioł. Czy skopanie tyłków i dobra zabawa to mało? Jeśli dzięki naszej muzyce ludzie mogą dobrze się bawić, odreagować wkurwienie i wyżyć się w pozytywny sposób, to jest to w moim odczuciu bardzo dużo. Muzyka powstaje z emocji i jeśli wzbudza emocje, to już sukces. Jest też strona tekstowa, ale my nie mamy potrzeby nikomu mówić, jak ma żyć. Moim zdaniem teksty powinny pokazywać różne problemy, mniej lub bardziej dosłownie i jeśli ktoś ma ochotę, to może pobudzi go to do „pokumania” nad tym czy innym tematem. Poza tym, gdyby ludzie potrafili w pozytywny sposób wyładowywać złość i frustrację – na przykład przez muzykę i zabawę na koncertach - a nie okładanie drugiego po gębie, to żyłoby nam się wszystkim dużo lepiej.
Nie chcę, żeby to była jedna z wielu ckliwych rozmów w stylu tych z "Gali", więc nie będę pytał "jak zaczęła się Twoja przygoda z muzyką", ale zdecydowanie interesuje mnie, kto tę muzykę w Lostbone tworzy? Czy każdy odpowiada za swoją działkę, czy wspólnie tworzycie teksty i wymyślacie riffy?
Finalny efekt to zdecydowanie dzieło wszystkich z nas. Siłą rzeczy większość numerów ma swój początek w moich riffach i zarysach aranży. Zasypuję kolegów tym, co wymyślę, i potem wybieramy te, które nam najlepiej siedzą i wspólnie ogrywamy. Nie ma jednej drogi. Czasem coś powstaje spontanicznie od rytmu na bębnach, czy zagrywki na basie. I to jest w tym najlepsze – pomysły, które przynoszę, pod wpływem interakcji między nami, czesto nabierają zupełnie nowych kształtów. Teksty to w całości moja działka, choć Barton ma oczywiście wpływ na ich kształt ze względu na linie wokalne.
A macie ambicje, żeby któryś z utworów z nowego albumu stał się hitem i był emitowany na przykład na falach Eski Rock? Czy jeśli tak się stanie, to będziecie się z tego cieszyć, czy raczej będziecie się obawiać, że oberwiecie pomidorami na koncercie, bo to już zbyt komercyjne i fani będą uważać, że się sprzedaliście?
Nie zastanawiam się nad tym. Oczywiście chcemy, żeby nasza muzyka podobała się jak największej liczbie ludzi. I jeśli Eska Rock, czy jakiekolwiek inne radio puści naszą muzykę dlatego, że im się podoba albo z jakiegokolwiek innego mrocznego powodu, to super. Natomiast mamy też świadomość, że nie tworzymy muzyki, którą można usłyszeć w "normalnych" stacjach radiowych przy śniadaniu. Masz szansę nas usłyszeć po 22.00. A to, czy numer stanie się hitem, jest poza nami. My staramy się robić najlepsze numery jakie potrafimy. Takie, których granie będzie sprawiało nam radochę. Inaczej nie miałoby to sensu. Na szczęście nasze gusta pokrywają się z gustami coraz większej liczby ludzi. Co do sprzedania się, to nie wiem, dlaczego ludzie mówią, że ktoś się "sprzedał” w negatywnym znaczeniu, kiedy po prostu odnosi sukces. To totalna bzdura. Przecież wydajesz płyty po to, żeby ktoś je kupił. I w tym sensie chciałbym, żebyśmy się sprzedawali, jak najbardziej! Natomiast to, co ja rozumiem przez „sprzedanie się”, to robienie muzyki pod publikę, pod czyjeś gusta – i tego całkowicie nie kumam. Wtedy muzyka jest produktem, tak jak pasta do zębów. I OK, taka muzyka też jest potrzebna, ale mnie to nie interesuje.
To jeszcze na koniec mała prośba. Wymień trzy powody, dla których warto kupić Waszą ostatnią płytę – „Ominous”. Postaraj się bez wulgarnych epitetów.
Doskonale sprawdza się jako podstawka pod szklankę, więc polecam nabyć od razu przynajmniej cztery. Poza tym książeczką rozpalisz każdego grilla, a do pudełka możesz potem schować płytę, którą naprawdę lubisz! Proszę, nie pytaj mnie o takie rzeczy. [śmiech]
To kogo mam pytać? Ja już wystarczająco lizałem Wam tyłki ostatnio w recenzji! [śmiech] Dzięki wielkie za rozmowę.
To ja dziękuję. I wypłucz usta!