wystąpili: | Corruption; Carnal; Lostbone; J. D. Overdrive |
miejsce, data:
Katowice, Cogitatur, 11.03.2010
Bywają takie dni, że człowiek ma po prostu ochotę wyżyć się przy akompaniamencie porządnego hałasu, nie narażając się jednocześnie na srogą pomstę ze strony sąsiadów. W takich sytuacjach nie ma lepszej opcji niż niewielki, kameralny gig, gdzie bez nadmiernej ciżby można nadwerężyć swe kręgi szyjne, dzieląc z wykonawcami piękne chwile bezpardonowej agresji. Z ukierunkowanym poczuciem celu udałem się więc do katowickiego klubu "Cogitatur", w którym to zaplanowano kolejny przystanek trasy "Bourbon River Re-Creation Tour 2010". Na czele line-upu stanęli czempioni polskiego stonera - Corruption - wspierani przez formacje Carnal i Lostbone oraz J. D. Overdrive w roli lokalnego supportu. Pierwsza i ostatnia kapela z tego zestawienia prezentuje stonerowe klimaty, Carnal wpada pod szyld doom - deathu, natomiast Lostbone wykazuje inklinacje w stronę core'u, zatem niemal każdy z innej jest parafii. Lecz czcze rozważania na bok, albowiem tego wieczoru każdy z zespołów dał co najmniej dobry występ.
Start zapowiedziano na godz. 19 i o tej właśnie porze udało mi się wparować do mieszczącego się przy ulicy Gliwickiej lokalu, w sam raz na początek napieprzu moich miejscowych faworytów - J. D. Overdrive. Niestety, chłopaki mieli do swej dyspozycji jedynie pół godziny, toteż ich set nie był szczególnie rozbudowany. Pojawiło się "The Art of Demolition", "Stoned to Death", "Truth Teller", "Boot Hill", wizytówka coverowa Jacków Danielsów - "Purple Haze" Jimiego - i na koniec "Guilt and Redemption" oraz "Ballbreaker". Tym razem muzycy, nieco zmożeni chorobą, mieli trochę słabszą formę niż na ich poprzednim show, które widziałem w "Kultowej", lecz i tak dali radę w stopniu jak dla mnie zadowalającym. Szkoda, że większość publiki, w skromnej zresztą ilości około 70 dusz, przez cały czas trwania popisu J. D. Overdrive trzymała się tylnej części sali i zainstalowanego tamże baru z uporem godnym wielbłądów przyssanych do oazy.
Drugi w kolejności na pudło wbił się warszawski Lostbone - dla mnie była to największa niespodzianka "Bourbon River Re-Creation Tour 2010". Jak dotąd miałem jedynie okazję przesłuchać kilka ich wałków na stronie MySpace zespołu i nie czułem się do końca przekonany. Ale potencjał, który panowie prezentują na żywo, ryje czerep z siłą Pudziana. Brutalny wokal, srogie riffy, drapieżne łojenie w bębny, czyli prosta stylistyka bez zbędnych upiększeń i ozdobników, lecz podana z klasą godną samego Vatela. Słowa uznania należą się tu przede wszystkim okupującemu stanowisko wokalisty Bartonowi. Ten człowiek to prawdziwa petarda sceniczna - takich pokładów energii niejeden mógłby mu pozazdrościć. Dwoił się i troił, wykonując wszelakie podskoki i wygibasy, i przemieszczając się po podium z częstotliwością, z jaką koliber wymachuje skrzydełkami. W paru momentach człowiek zaczynał się zastanawiać, czy Lostbone nie ma przypadkiem kilku Bartonów za mikrofonem. Reasumując - pozamiatane. Prawdziwi kosiarze umysłów, którym muzycznie najbliżej chyba do kapel pokroju Hatebreed. Na setliście warszawskiej grupy znalazły się głównie numery z ich najnowszego, promowanego na tej trasie wydawnictwa, pt. "Severance": "Tear False Down", "Voice of Reason", "Paytime", "Blinded Crawling", "Bullet You Deserve", "Vultures", "N.F.C.", "Step to the End" oraz tytułowe "Severance".
Do Carnala, muszę przyznać, byłem przez jakiś czas uprzedzony, a to za sprawą ich grudniowego występu przed Paradise Lost i Samael w Krakowie, który w ogóle do mnie nie trafił. Jednakże to, co Warszawiacy pokazali na katowickim punkcie trasy "Bourbon River Re-Creation Tour 2010" zmusiło mnie do zmiany zdania. Widać było, że tym razem chłopaki grają bez presji i patrzenia na zegarek, dlatego też ich czwartkowe popisy znamionowała o wiele większa pewność siebie i swoboda. Zacne growle, dobry kontakt z coraz to bardziej rozkręconą publicznością i solidne, profesjonalne, niepozbawione pasji podejście. Muzycy podzielili się ze słuchaczami siedmioma utworami ze swego dorobku: "Doom's On You", "Impurity", "Undefiniable", "Insolence", "My Salvation", "Nothing More to Loose" i "Between Greed & Fear" oraz odważnym coverem "More" Siostrzyczek Miłosierdzia.
Wisienką na czubku tego smakowitego, muzycznego tortu był koncert konfederackiego Corruption, co to z Luckiem, a czasami i Łucją, jest za pan brat. Stonerowcy dosłownie parę dni temu wypuścili na rynek swój najnowszy krążek, pt. "Bourbon River Bank", wypakowany po brzegi, a jakże, świeżutką porcją konkretnego rock & rolla podlanego pikantnym, southernowym sosem. Z tego albumu panowie uraczyli swych fanów pięcioma wałkami: "Hell Yeah!", "Candy Lee", "Addicts, Lovers and Bullshitters", "Engines" i "Devileiro"; zaś z wcześniejszych dokonań poszło: "Murdered Magicians", "Sleeper", "Addicts, Lovers and Bullshitters", "In League with the Devil", "Freaky Friday", "99% of Evil", "Hate the Haters" i obowiązkowe "Lucy Fair". Całość zwieńczył niezbyt udany, moim zdaniem, cover "Paranoid" Black Sabbath - w całym tym łojeniu zagubił się gdzieś duch i sens tej nieśmiertelnej piosenki. Pomimo owego zgrzytu, gig wypadł zdecydowanie przyzwoicie.
Impreza bez dwóch zdań na plus, a cel spełniony. Bo w końcu mało co tak poprawia humor, jak spuszczenie z łańcucha zwierzęcej części ludzkiej natury i odrobina kontrolowanej agresji.
autor: Verghityax