BOURBN RIVER - RE-CREATION TOUR - CORRUPTION, CARNAL, LOSTBNE, SICKROOM, KAATAKILLA - ŁÓDŹ, "STEREO KROGS", 10.03.2010.

      Dzień 10 każdego miesiąca to dla większości z nas dzień "matki boskiej pieniężnej". Znaczna większość otrzymuje do ręki bądź na konto finansowy efekt pracy jaką wykonaliśmy prze ostatni miesiąc. Podobnie mam i ja, jednak 10 marca bieżącego roku był dla mnie ważny z innego powodu. Tego dnia fabryczne miasto miała zalać rzeka Burbonu w postaci CORRUPTION, CARNAL i LOSTBONE. A miejscem owej powodzi stał się klub Stereo Krogs.

       Koncert, jak znaczna większość rozpoczął się tradycyjnie o godzinie 19:00, praktycznie bez poślizgu. Jako, że lekko się spóźniłem, to trafiłem mniej więcej w połowie pierwszego gigu. Na scenie siódme poty wylewała z siebie łódzka kapela o nazwie SICKROOM i trzeba przyznać, że robiła to nadzwyczaj dobrze. Hardcore w ich wykonaniu może nie należy od oryginalnych, ani wybitnych., ale na openning nadawał się wręcz znakomicie. Potężne riffy i wykrzyczane w obłędzie wersy to mocne strony łódzkiej załogi. A do tego szalony wokalista, którego wszędzie było pełno. Początek co najmniej udany, problem w tym, że nie ruszył z miejsca nielicznie zgromadzonej publiki. Przed drugim z rzędu zespołem stanęło równie ciężkie zadanie - rozgrzać i zachęcić zebranych do zabawy. Niestety i ta sztuka się do końca nie udała, ale powoli. Po SICKROOM na scenie rozstawiał się stołeczny LOSTBONE, który tym koncertem na dobre rozpoczął Bourbon River- Re-Creation Tour. Warszawiacy mając w ręku potężny oręż jakim jest ich drugi krążek "Severance", zaczęli atakować narządy słuchy potężną i masywną mieszanką thrash/death metalu i deathcore'a. Jako że już miałem przyjemność oglądać ich w akcji, wiedziałem czego się mogę spodziewać. I dostałem to czego oczekiwałem. LOSTBONE okazał się dość dobrze przygotowanym do tego koncertu i dał z siebie wszystko co najlepsze. Pierwsze skrzypce grał oczywiście wokalista. Barton to człowiek pełen pozytywnej energii, a na scenie to prawdziwy zwierz. Po za tym, że uraczył zebranych potężnymi wokalami, to także zabawiał ich ciekawą konwersacją. Problem w tym, że znaczna większość obecnych nie załapała klimatu i nie dała się przekonać do większej aktywności niż jedynie bierna obserwacja. Zespół jednak tym się nie przejął i na najwyższych obrotach zagrał cały set. Oczywiście nie obyło się bez drobnych wpadek dźwiękowych, które miejscami natrętnie przeszkadzały w odbiorze muzyki, ale nie wpłynęły za bardzo na całość występu. Warszawiacy oparli swój set w większości o utwory z ostatniego albumu. Z głośników poleciał utwór tytułowy "Severance", a także "Bulett You Deserve", "N.F.C." czy "Voltures" . Ogólnie, rzecz ujmując LOSTBONE pokazał się z bardzo dobrej strony. Zaprezentowali niespełna pół godzinny, morderczo szybki i przebojowy gig. Na wyróżnienie zasługuje ponownie Barton, który poza tradycyjnym zestawem - czyli growlem - zastosował po raz pierwszy czyste wokale. Zbliżyło to może trochę muzykę do deathcore'owej estetyki, ale za to jak urozmaiciło kompozycje. Ryzykowne - ale udane posunięcie. Chłopaki dali z siebie wszystko, gorzej z publiką, która nie wiedzieć czemu nadal niemrawo stała w miejscu pusto gapiąc się na scenę (poza kilkoma wyjątkami).

       Ekipa Przemasa opuściła scenę, a na niej począł się rozstawiać kolejny zespół. I tu wynikło małe nieporozumienie. Spodziewałem się CARNAL, ale montowała się KAATAKILLA - łódzki zespół grający cos na kształt symfonicznego rocka, czy coś w tym stylu (ciężko określić). I do tej pory nie wiem jak to się stało, że łodzianie wystąpili po, a nie przed LOSTBONE. Trudno, nie będę już w to wnikał. KAATAKILLA zaprezentowała muzyką, która delikatnie mówiąc mną nie wstrząsnęła. Jedyne co zapamiętałem z ich koncertu do cover System of a Down "Aerials". Nic ponad to. Później już miało być tylko lepiej i to za sprawą CARNAL I CORRUPTION. Łodzianie opuścili scenę i oddali ją do dyspozycji kolejnej załodze i zarazem jednej z gwiazd wieczoru - CARNAL. Z tą formacją mam pewien problem, a przynajmniej był on jeszcze aktualny dnia 10 marca. Mianowicie, mimo, że ich twórczość jest mi dość dobrze znana, to jednak nie zrobiła na mnie wielkiego wrażenia. Dwa ostatnie albumy jakie wyszły spod ich rąk to kawałek konkretnej muzy, ciężkiej do klasyfikacji. Muzy wymagającej skupienia, które zmuszało niekiedy do pozostawienia emocji na boku. Tym bardziej chciałem ich zobaczyć na żywo. Zmierzyć się z tą muzyką w cztery oczy. I moi drodzy zostałem zmiażdżony. Moje ciało przejechał potężny walec z napisem CARNAL. Cholera ta kapela jest stworzona do koncertów, a ich muzyka zyskuje przez to, tak bardzo brakujący przy studyjnych wersjach, pierwiastek szaleństwa. Szaleństwa popartego sporą ilością talentu. Chłopaki z CARNAL, podobnie jak wcześniej LOSTBONE i późniejsze CORRUPTION postawili na promocją najnowszego krążka "Re-Creation", ale także poleciały utwory z wcześniejszego albumu "Undefinable". Wszystkie zagrane rewelacyjnie i żywiołowo. Na mnie jednak największe wrażenie zrobił cover Sister of Marcy "More". Jasna cholera, to co oni zrobili z tego utworu to mistrzostwo. Drugi ważny element tego występu, to publiczność. Publiczność, które nagle obudziła się z letargu i zaczęła się bawić. I to jak. CARNAL zakończył występ, ale nikt z zebranych nie miał zamiaru pozwolić im zejść ze sceny. Tak więc chłopaki, specjalnie nie protestując zagrali "The End Of Everything" na bis. Byłem oszołomiony tym występem. Moc, precyzja i totalny luz. Od tej pory zupełnie inaczej patrzę ma muzykę CARNAL i z pewnością wybiorę się na ich kolejny koncert!

       Chwila przerwy i na scenie pojawiła się gwiazda wieczoru - CORRUPTION. Pionierzy polskiego stoner'a ruszyli na tą trasę uzbrojeni w swój najnowszy i w mojej opinii najlepszy album "Bourbon River Bank". Pięć lat po świetnym "Virgin's Milk" warszawska załoga przypomniała ponownie o swoim istnieniu. To, że koncert będzie co najmniej dobry, to wiedziałem. Nie wiem czy kiedykolwiek przydarzyło im się zagrać słabą sztukę. Nieważne, ja przynajmniej nie pamiętam. Zaczęło się i z głośników poleciały pierwsze dźwięki "Hellyeah!", pierwszego reprezentanta nowego krążka tego wieczoru. Z "BRB" poleciały jeszcze "Candy Lee", "Addicts, Lovers and Bullshitters", "Engines" i absolutnie genialny "Devilerio" - potężny i mroczny stoner'owy hymn 2010 roku!! Oczywiście nie mogło zabraknąć starszych i lubianych utworów takich jak "Lucy Fair", Hate The Haters" i "Freaky Friday". Wszystko opatrzone znakomitym dźwiękiem. Było tu wszystko, czego oczekuję po takim koncercie. Energia, moc, klimat i rock'n roll. Jedyne czego brakowało to Lucyferek, które ostatnio dość często pojawiały się na scenie z CORRUPTION, ale nie ma co się nad tym rozchodzić. Anioł, Rufus, Opath, Erol i Melon zagrali znakomity, mięsisty i wypełniony po brzegi Burbonem koncert. CORRUPTION w najlepszej formie. Pierwsza odsłona (w zasadzie druga, gdyż Tour rozpoczęło się 2 marca w Warszawie) okazała się zdecydowanie udana. Oczywiście nie obyło się bez wpadek, co zdarza się nawet najlepszym. Nie będę się nad tym rozwodził, gdyż nie widzę celu. Grunt, że zebrani (łącznie ze mnę) bawili się znakomicie przy piekielnie intensywnej i nieziemsko szalonej muzyce!!!

       Koniec- dotarłem do domu późno z przeczuciem, że nie wyśpię się, gdyż rano trzeba ponownie zerwać dupsko do roboty. Kto by się jednak tym przejmował - czego nie robi się dla dobrej zabawy, jak i dla sztuki!!! LOSTBONE, CARNAL i CORRUPTION pojechali do kolejnych miast, a w mojej głowie wydarzenia z łódzkiego gigu pozostaną na długo. Oby więcej takich imprez!

Relację z koncertu na wyłączność serwisu PSYCHO MAGAZINE przygotował Sly.