LOSTBONE- Ciężko, głośno i konkretnie, czyli mózg na ścianie ...

Chciałabym zacząć od tego, że piszę tą recenzje dzień po BARDZO ciężkim spotkaniu z zespołem Spontane (choć nie wykluczone ze wkrótce - Onane) :). I tak naprawdę jedyną muzyką na jaką mam ochotę w tej chwili to .nienachalne brzmienia typu Sigur Ros. Ale...jak Pablo Nerva odesłał mnie z samego rana na My Space'a Lostbone to nie miałam wyjścia, bo Nerva jest nieprzewidywalny i lepiej się nie sprzeciwiać....Nastawiłam się więc na dzień dobry maksymalnie źle. Ucieszona, że mam pretekst do napisania wreszcie jakiejś złej recenzji przystąpiłam do słuchania I...nic... :) bo źle się nie da... Staje sie powoli Jackiem Cyganem tego portalu. No ale co poradzę, że znowu mi sie podoba:)
Lostbone nie prezentuje jakiejś bardzo nowatorskiej postawy muzycznej i dobrze. Póki co wypuszczają w świat trzy numery -"Evil Empire", "Fuck It All" i "Time To Rise" Jeden chorszy od drugiego:). Tu naprawdę łeb urywa i mózg sie rozbryzguje (no co no co no? Zawsze dobrze zobrazować :) Zresztą kto posłucha pewnie sie ze mną zgodzi. Szatani są wśród nas - jak mawiał niedawno pewien bliźniak...(I nie był to Nerva choć on bliźniakiem jest - katastrofa mowie wam... :)I jakby trzeba było pokazać palcem gdzie są, to ja chętnie po zapoznaniu sie z materiałem Lostbone pomoge:). Rożne płyty do mnie docierają ale żyletkę wyjęłabym dopiero przy tej...Ja polecam naprawdę szczerze i mam nadzieje ze ten zespól wypłynie, bo wciąż jest niedosyt takich brzmień. Nic piękniejszego jak muzyka, od której są ciary miesza sie z naprawdę dobrym darciem mordy - za przeproszeniem... Profeska:)

Kat.De