Przyznam, ze już dawno nie miałem okazji posłuchać świeżego, agresywnego, dynamicznego, thrashowego łojenia. A tu niespodzianka, bo w ręce wpadła mi płyta mało znanej grupy Lostbone. Niestety mój początkowy zapał został szybko ostudzony, ale o tym później.
Formację rodem ze stolicy tworzy czterech muzyków: Przemek Łucyan - gitara, Piotrek Surmacz na wokalu, Krzysiek Bałuszko za garami, a na basie udziela się Maciek Krzemiński. Chłopaki szufladkują się przypisując sobie metalcore'ową etykietkę, jednakże według mnie materiał zgromadzony na płycie to pełnokrwisty thrash, gdzieniegdzie niosący znamiona punkowe, głównie w warstwie tekstowej. Jak przystało na tego typu brzmienie metalowe nie brak tu agresywnego growlingu i zabójczego tempa oraz masywnych cięzkich riffów. Słychać echa Slayera czy nawet Kreatora. Na krążku znajduje się dziesięć krótkich kompozycji utrzymanych w tym samym klimacie. Dla jednych może to być zaletą, dla mnie jest wadą. Niestety wszystkie kawałki po kilku przesłuchaniach zlewają się w jedną i tę samą szarą masę. Trudno odnaleźć coś naprawdę oryginalnego w dźwiękach jakie prezentuje Lostbone. Zapewne materiał świetnie sprawdza się na koncertach, jednakże kapkę nuży w domowym zaciszu. Wyłapałem jeden plagiacik. Fragment kawałka "Fuck It All" wzięty jest z "In the name of god" z płyty "Diabolus in musica" Slayera. Niestety nie wyróżnię specjalnie żadnej kompozycji. W ucho miłosnikom ciężkiego brzmienia wpadnie na pewno "Salvation" czy "Tear False Down". Chłopaki grają rzetelnie i agresywnie, czyli tak, jak lubię z tym że, jak już wspomniałem wyżej, z lekka monotonnie. Mam nadzieję, że następne wydawnictwa Lostbone będą bardziej zróżnicowane brzmieniowo.
Z racji tego, że nie dostałem końskiej dawki adrenaliny po przesłuchaniu tego materiału, wystawiam chłopakom słabą czwórkę i liczę na to, że poprawią się trochę na następnej płytce.