Twórczość zespołu Lostbone znam od samego początku, jeszcze za czasów wieku niemowlęcego czyli nieśmiałych i wstępnych kawałków. Formacja cały czas się rozwija a każde następne wydawnictwo pokazuje niewątpliwie olbrzymie postępy zespołu nie tylko pod względem brzmienia ale również samych kompozycji. Choć prawdę powiedziawszy Lostbone od samego początku aż do Severance włącznie gra tą samą brutalną mieszankę gatunków trash-death-core'owych.
Severance to żywioł, od początku do samego końca płyty niszczy nas potężna dawka szybkich i ciężkich dźwięków. 12 kawałków, każdy z nich nie dłuży niż 3 minuty, jednym słowem: nie biorą jeńców! Płyta utrzymana jest w szybkim tempie, konkretne i energiczne utwory, ciężkie riffy świetnie uzupełnia charakterystyczny wokal Barton'a pełny ryków oraz growlingu, do tego dochodzą gary Janka. Idealny materiał na koncerty! Plusem jest całkiem niezłe brzmienie albumu, co było bolączką zespołu na poprzednim wydawnictwie. Dodatkowo porównując Severance do poprzedniej płyty, czyli debiutanckiego albumu zatytułowanego po prostu Lostbone, nowa produkcja wydaje się być ciekawsza. Utwory są bardziej zróżnicowane, przemyślane. Nie jest to same napierdalanie od początku do końca, które już w połowie może się nudzić. Kawałki są zróżnicowane i ciekawe, czego przykładem może być utwór Voice of Reason świetny Paytime oraz jak dla mnie numer jeden na płycie czyli tytułowy Severance.
Kawał świetnej roboty!
9/10
Ebem